Fajnie jest wstać skoro świt w weekend
Dzień dobry wszystkim
U mnie za oknami piękny, słoneczny dzień. Mnóstwo ludzi na rowerach, całe rodziny z potomstwem popakowanym w jakieś koszyki, przyczepki, naczepki, doczepki i inne takie wynalazki.
I tak sobie myślę, że to chyba dzięki temu tak wiele dziewczyn / kobiet tutaj ma tak fajne figury
Wracając zaś do wątku - no trudno w taki dzień być nastawionym na nie.
Ktoś na skrzynce zadał mi pytanie po jaką cholerę ja się kopię z koniem. Przecież nieprzekonanych i tak nie przekonam.
Otóż - oczywiście, że nie jestem aż takim optymistą i ślepo wpatrzonym w Polskę i Polaków bożym szaleńcem.
Tylko jak tak na mnie wsiedli na tym forum Ci obrońcy umartwiającej się części Polonii (pierwszy raz w moim emigranckim życiu tak bardzo słyszalny był głos tych na nie, a tak słabo tych na tak), że nieco złośliwym chłopcem będąc niejako z przekory ubrałem się w szatki apolegoty polskości.
Bo oczywiście, Polskę kocham - z Jej wszystkimi wadami i zaletami, ale zwłaszcza w ostatnich latach poziom absurdu, biurokracji i fiskalizacji wzrósł tak bardzo w tym naszym kraiku, że naprawdę coraz trudniej w nim żyć tym, którzy oczekują normalności (czytaj - przeżycia już nawet nie za jedną, ale za dwie pensje tak, by oprócz chleba i rachunków wystarczyło Ci na wyjście na miasto co jakiś czas i wakacje raz do roku)
Do tego jeszcze (co Ziemkiewicz świetnie ujął w jednej ze swoich książek) jak już Polak raz wyjedzie na Zachód i zobaczy, że to co w Polsce przypomina pływanie w kisielu, czyli załatwianie wszystkich niemal spraw, w "normalnych" krajach załatwia się niemal od ręki, to potem ciężko mu się dostosować do nadwiślańskich realiów.
Wiecie co mnie najbardziej wkurza nad Wisłą? Oprócz głupoty i całkowitego braku długofalowej wizji rozwoju kraju wśród polityków oraz urzędniczej inercji i walki z przedsiębiorcami? (bo tych rzeczy można uniknąć nie interesując się polityką, nie chodząc po urzędach i nie zakładając firmy)
- dwie główne rzeczy:
Bałagan polskich miast oraz bylejakość pracowników.
Wiecie, nigdy nie uważałem się za jakiegoś wybitnego estetę, ale pamiętam jakim było dla mnie szokiem, gdy po kilku latach w Anglii wróciłem do Polski i zobaczyłem...polskie trawniki. Kto był w UK ten wie jaką oni tam wagę przywiązują do zieleni oraz tzw. małej architektury.
A w Polsce - sami wiecie jak to wygląda. Do tego pomazane, nikomu nie przeszkadzające ściany, szare, niezadbane bloki...
A potem porównywałem to sobie w tym jak każdy w zasadzie metr w wielu krajach zachodu ma swoje miejsce i jest wykorzystany do czegoś, równo przycięty ma trawnik, umieszczoną jakąś roślinkę
No i podejście nad Wisłą osób z jakąkolwiek funkcją do petentów / klientów. Od pani w warzywniaku po panią na urzędzie przez pana mechanika...
Brak uśmiechu, wołanie o te słynne 10 groszy końcówki

zero chęci pomocy, itd.
Oczywiście, że pewnie przesadzam, że może nie jest tak źle, ale jednak...Jak już się osiągnie pewien wiek, poziom zamożności czy też rozwoju, to zaczyna się coraz bardziej czepiać szczegółów... I ja się właśnie czepiam...
Natomiast - nigdy nie zrozumiem jak można tak bardzo pozwalać sobie, żeby mała grupka narzucała swój sfrustrowany punkt widzenia całej reszcie.
Bo jak przeglądam forum - dominują głosy właśnie takich sfrustrowanych, nie lubiących siebie i innych.
A przecież...przecież większość jest normalna. Ok, ma czasem gorsze dni, ale generalnie jest zadowolona z siebie, z życia, z zarobków, nie ma jakichś wielkich schiz na punkcie czy Polski czy Norwegii (czy innego kraju), normalnie sobie żyje, mieszka, coś tam czyta, ogląda i tak samo potrafi się cieszyć czymś fajnym ładnym niezależnie czy to fajne i ładne pochodzi z Polski czy z zagranicy.
Może to podejście na zasadzie - mądry głupiemu ustępuję czy właśnie nie będę kopał się z koniem?
A może właśnie normalność oznacza, że takimi głupotami człowiek się nie przejmuje?
Ja jednak tak mam (więc pewnie sam nie jestem do końca normalny), że uważam, iż najgorszym rozwiązaniem jest nic-nie-robienie. Bo to tylko sprawia, że przestrzeń zawłaszcza właśnie mniejszość. I oczywiście, nie ma nic złego w oddawaniu głosu myślącym inaczej, ale...(i to już moja interpretacja) pod warunkiem, że nie narzuca to punktu widzenia całej narracji.
Że głos tej mniejszości nie staje się przez to jedynym słyszalnym.
Liczę na to, że jak będę wystarczająco często i głośno powtarzał, że fajnie jest być na tak, że warto doceniać drobne radości, że warto cieszyć się życiem, to może ośmielę tym i innych myślących podobnie (jak np. Patim, Zaria czy Panda) by częściej się tu, na forum wypowiadali i zakładając np. tematy o bardziej optymistycznym wydźwięku, równoważyli te o negatywnej konotacji.
Naiwność? Milleneryzm? Idealizm? Kurcze, może.
Ale w końcu musi być taka pierwsza małpa, która zejdzie z drzewa. Ktoś pierwszy, kto rozpali ogień, użyje krzemienia czy wymyśli koło.
Bo bez tych naiwnych i nie wiedzących, że coś się nie da - nie szlibyśmy do przodu.
I - już na koniec: jeden z moich apolegotów w tym wątku zapytał po jaką cholerę ja piszę takie długie posty. Przeintelektualizowane, a do tego napuszone i tragikomiczne w swej treści jak wnioskuję z jego wypowiedzi

skoro 80 czy 90 procent nie czyta więcej niż jednego zdania?
Otóż dlatego, że...ja nie piszę do tych 80%. Do tych, którzy nie czytają, nie interesują się, wszystko mają gdzieś...
Mnie interesuje te 10 czy 20 procent najlepszych. Że po reformach oświaty zaś maturę i dyplom może mieć każdy (czego jestem ewidentnym przykładem

a nie mając innej metody weryfikacji jednych od drugich, na forum taką metodą selekcji może być właśnie to czy ktoś czyta czy nie

I tak, wg zasady Pareto, 80% roboty i tak wykonuje 20% ogółu
http://kultura.gazeta.pl/kultura/1,114526,14212779,_CeZik__Co_to_za_pedal____Gwiazda_You_Tube_robi_klip.html#BoxSlotIIMT